Krótkie, lecz treściwe pytanie, nurtujące ludzkość od wieków. No może nie całą i nie od wieków, ale od kilku lat pewną grupę osób, która miała ze mną styczność. Grupie tej należy się małe wytłumaczenie, dlatego usiądźcie wygodnie i przejdzie do następnego akapitu.

Żeby wyjaśnić to dokładnie, cofnijmy się do czasów, gdy Ziemia nie była nawet tknięta ludzką stopą. Tratowały ją tabuny kopyt olbrzymich koniozaurów, a niebo spowite było stadami pegazodaktyli. Gdzieniegdzie można było dojrzeć pomniejsze grupki jednorożców, przerabiające spokojnie spożytą trawę na tęczę. Dokładnie przeżuwały jej źdźbła, by później… Z resztą, mniejsza o to. Wróćmy do głównego tematu wywodu. Taki porządek świata niedługo miał się zmienić, bo w stronę planety nadlatywała straszliwa końmeta. A może to przez coś innego? Dokładnie nie wiadomo. W każdym razie, od pewnego momentu, nie było już jak dawniej. Ewolucja znacznie przyspieszyła, a wskutek pędu świata ku minimalizacji, koniozaury znacznie zmniejszyły swoje gabaryty i stały się końmi jakie znamy po dziś dzień. Dla zachowania równowagi w przyrodzie, komuś musiało się urosnąć. Padło na jednorożce. Niestety bardziej wszerz niż w inne strony. Razem z tuszą urosły im także rogi, które przez bezlitosną grawitację, obniżyły się nieco. Owe rogi i ich właścicieli można dziś zobaczyć na przykład w ZOO. Spytajcie tam o nosorożce. Wnikliwy czytelnik pewnie spyta, gdzie podziała się ich magiczna tęczowa moc. A w… racając ponownie do meritum, moda na miniaturyzację, upychanie i pakowanie trwa w najlepsze. Konia należało znów skońcentrować zachowując tyle samo procent konia w koniu, zmniejszając jednocześnie objętość. Tak oto powstały kuce, a kuce już są na tyle małe, że jeden z nich był w stanie ukryć się jakoś w moim nazwisku. I to by było na tyle.