Atmosferę powolnego i spokojnego weekendu zakłóciło nagłe zgłoszenie brata: „bo jak piszę na facebooku albo gadu-gadu, to mi się system wstrzymuje”. Cóż, trzeba było sobie przypomnieć, kto jest informatykiem w domu i ruszyć do dedukcji (a właściwie abdukcji) niczym Sherlock Holmes.

Po krótkich oględzinach miejsca zbrodni, nie znalazłem nic nadzwyczajnego – leciwy i sypiący się Windows, monitor uprawiający daktyloskopię i klawiatura pamiętająca posiłki z całego tygodnia. Jako, że to jakoś bardzo nie odbiegało od stanu dnia codziennego, zarządziłem wizję lokalną. Istotnie, po włączeniu niebieskawego bożka większości nastolatków i rozpoczęciu czatowania z kimś, system przechodził w stan wstrzymania. Skanowania antywirusowe nic ciekawego nie znalazły, a aktualizacje, okadzanie komputera i inne gusła, których niewtajemniczonym wyjawiać się nie powinno, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Nadal nie wiedziałem, jaki związek z funkcjami zasilania systemu może mieć śmieszne coś, działające w przeglądarce. Poza tym, nie każda wysłana, czy odebrana wiadomość dawała ten sam objaw, co znacznie utrudniało szukanie w tym wszystkim prawidłowości.

Tajemnicy nie ubywało, za to cierpliwości coraz bardziej, dlatego zdecydowałem się na rozwiązanie drastyczne – format. Sam Windows się już o to prosił od dłuższego czasu, a jego użytkownik od trochę krótszego. Po kolejnej porcji magii, zwanej potocznie instalacją, moim oczom ukazał się pulpit świeżutkiego systemu. Ucieszony użytkownik pierwsze co, to… zalogował się na facebooka, zaczął pisać i… znów to samo. WTF? Ponowna, bardziej szczegółowa, wizja lokalna, ujawniła sprawcę.

A Ty, Drogi Czytelniku domyślasz się już, kto zabił, czy zawinił? (jeśli jeszcze nie zasnąłeś, czytając do tego momentu) Otóż winowajcą był prawy alt. Nie wiem, czemu nie wiem jak, ale znudziło mu się domalowywanie ogonków literkom i zapragnął większej władzy. Cóż, przynajmniej brat ma świeże okienka. (i nową klawiaturę)

Jaki morał z tej historii? W informatyce, jak w piosence: „Wszystko się może zdaaarzyyyyć…” i to niezależnie od tego, czy to prosty, domowy komputer, czy nie wiadomo jak wielka serwerownia. Tak na koniec dodam, że dokładny opis problemu może bardzo ułatwić jego rozwiązanie, a mylny dość mocno namącić (i się wymienia system zamiast sprzętu), ale o tym może już innym razem…