Kutzowsky

Programowanie, rowerowanie, kosmosy i inne fajne rzeczy

Bitconf 2019

Logo bitconf

Bitconf to konferencja programistyczna, która odbywa się w Bydgoszczy. Zapytacie pewnie: „Ale jak to? W Bydgoszczy?” Tak, to! Jak na razie, to chyba jedyne wydarzenie tego typu mieście. ale już jego druga edycja. Bitconf 2019 miał miejsce 20 września w Bydgoskim Centrum Targowo-Wystawienniczym. Tym razem było 2 razy więcej konferencji w konferencji, bo do zeszłorocznych ścieżek Java i Cloud, dołączyły .NET i Embedded.

Już na samym starcie było miło, bo organizatorzy pomyśleli o ludziach spoza Bydgoszczy. Prócz szczegółowych informacji jak dotrzeć na miejsce z różnych dworców i krańców miasta, zorganizowany został też piękny, stylowy „ogórek”. I co najważniejsze: czerwony, jak w piosence. Widzicie? Wielu myśli, że koderzy w Polsce jeżdżą betami, obwieszają się złotem i łańcuchami (jak w innej piosence) a tu okazuje się, że jadą starszym od nich autobusem.
A już na miejscu konferencyjny standard czyli identyfikator, stoiska, gadżety (żółta kaczuszka właśnie pilnuje, czy ładnie piszę), kawa, herbata i to, co kucyki lubią najbardziej (no może zaraz po serniku) czyli prelekcje. Wybrałem scieżkę .NETową z małym wyjątkiem na na Cloud, ale najpierw…

Introduction to quantum computing – Paweł Gora

Zaczęło się z wysokiego C, czyli Paweł Góra opowiadał o komputerach kwantowych. Myślałem, że coś, co ma w tytule „introduction” i zostało wybrane na keynote, będzie dość ogólne, ale kilka twierdzeń i wzorów szybko wyprowadziło mnie z błędu. Przypomniało mi to studia i uczucie, które często towarzyszyło mi na wykładach z matmy: niby coś rozumiem, ale jednak nie do końca. Cóż, przynajmniej będę mógł szpanować na dzielni, że znam słowo „adiabatyczny”. A tak bardziej serio, to mimo kilku zbytnich technikaliów, wystąpienie mi się podobało, bo dało jakiś szerszy obraz jak obecnie wygląda świat komputerów kwantowych oraz świadomość, że takie komputery nie muszą być wcale osobnymi maszynami, a na przykład modułami rozszerzającymi możliwości „klasycznych” maszyn.

Anchor Modeling – maintain highly normalized data model that can be changed anytime Rafał Hryniewski

Na wszelkich przedmiotach poświęconych bazom danym dochodzi się może maksymalnie do czwartej postaci normalnej, a tu okazuje się, że jest nawet szósta i ma całkiem ciekawe właściwości: na przykład brak potrzeby pisania skomplikowanych JOINów. Jednak nie ma rzeczy idealnej i prócz kilku zalet, takie podejście ma też wady. Anchor Modeling strasznie mnoży ilość tabel i dodaje specyficzne relacje między nimi, co szybko przestaje być do ogarnięcia dla zwykłego śmiertelnika. Jest co prawda, gotowe narzędzie, w którym schemat bazy można sobie wyklikać ale jako, że taki styl modelowania jest na tyle niszowy, że za bardzo nie ma w czym wybierać. Podobnie jest z materiałami opisującymi tę metodę dlatego, w moim odczuciu, dyskwalifikuje to automatycznie użycie w systemach produkcyjnych. W mniej istotnych projektach, gdybym spodziewał się konieczności częstej i szybkiej zmiany schematu, to też wybrałbym coś innego, np. MongoDB.

Czysty model domenowy: Domain-Driven Design taktycznie i praktycznie – Kamil Grzybek 

Kamil może nie ma wielkiego doświadczenia „scenicznego”, ale za to posiada sporą wiedzę na temat Domain Driven Design. Zaczął się od definicji „czystości” kodu i architektury oraz czym w ogóle jest model domenowy, a dalej już było tylko ciekawiej. DDD jest obszernym zagadnieniem, a prelekcja trwała niecałą godzinę, dlatego omówiona została jedynie taktyka, czyli praktyczne rozwiązywanie poszczególnych problemów oraz to  jak do tego wszystkiego mają się reguły SOLID i GRASP. Wbrew pozorom, to nie aż tak odległe od siebie tematy. Osobiście polecam – jedno z bardziej „mięsistych” wystąpień.

Convey – prosty przepis na mikroserwisy – Piotr Gankiewicz, Dariusz Pawlukiewicz

Jedno wielkie demo w formie błyskawicy. Oni opowiadają i kodują jednocześnie szybciej niż ja tylko myślę! Co dokładamy? Mongo? Redisa? Rabbita? A może Mongo i Rabbita? Nie ma problemu, a to wszystko zepniemy Consulem! Szybko, żwawo i energicznie, wykorzystując przeznaczony czas do maksimum. Na pewno wrócę do nagrania i obejrzę pewnie kilka razy, żeby wszystko na spokojnie przetrawić :).

AI/ML in Microsoft 2019 – Paweł Klimczyk

Szybki przegląd tego, co potrafią Azure Cognitive Services i Microsoft Bot Framework. Szczerze mówiąc, to nie było to dla mnie nic odkrywczego, bo w większości były to dema dostępne online. To na tyle ciekawe zabawki, że zdążyłem je już sprawdzić albo chociaż o nich poczytać. Przerabiałem już też na jednych warsztatach, podłączenie usługi rozpoznającej tekst do Logic Appa w celu szybkiego wystawienia prostego OCR API. Jedyną nowością (przynajmniej dla mnie) była informacja, o miejscu, gdzie Microsoft udostępnia wersje beta nowych Cognitive Services.

Durable Functions – najmniej znana część platformy Serverless w Azure w akcji – Michał Furmankiewicz

Wszyscy wokół mówią o tym całym serverless. Serverless to, serwerless tamto. Otwierasz lodówkę, a tam światło i serverless. Najwyższy czas sprawdzić z czym to się je! Obczajasz dokumentację, piszesz swoją pierwszą funkcję, potem kolejną i następną, a później jeszcze trzy, tak dla pewności. I jak tym potem zarządzać albo spiąć kilka funkcji ze sobą? No jak to czym? Funkcją! Ale taką specjalną, ze stanem. Michał omówił czym są standardowe Azure Functions i jak mają się do nich te wersji Durable. Opisał też  kilka przykładowych scenariuszy orkiestracji zawartych w dokumentacji (Joł!). Bardzo lubię jego wystąpienia za formę i proste przekazywanie wiedzy bez zbędnego kombinowania i napalania się. W maju byłem na jego warsztatach z podobnej tematyki i zdecydowanie polecam. Co do samych Durable Functions, to jest to mechanizm stosunkowo nowy i nie przyda się każdemu, ale warto wiedzieć, że takie coś istnieje. Tak w razie czego. 

Buzzwords, cloud native, kubernetes a na końcu okazuje się, że engineering and nothing else matters – Piotr Stapp

Piotrek, w swoim bardzo luźnym stylu pokazał, że życie programisty, nawet z chmurami, nie jest usłane różami. (Nawet nie czuję, jak rymuję. Joł kwadrat!) Jego wystąpienie, to opisy ciekawych fuckupów, jakie zaliczyło FinnAI w czasie swojej działalności. No cóż, zdarza się nawet najlepszym. Supersprzęty, chmurki, nowe frameworki a i tak, pewnych fundamentalnych rzeczy się nie przeskoczy. Engineering and nothing else matters.

I to by było na tyle, bo później rozpocząłem proces powrotu do domu, by wylądować w nim o rozsądnej porze.

Z małych niedociągnięć mogę wymienić to, że było dość ciasno w miejscu gdzie znajdowały się stoiska firm i które to miejsce służyło jednocześnie za jedyne przejście pomiędzy dwiema połowami piętra. W niektórych salach słychać też było delikatnie prelekcje zza ściany. Nie przeszkadzało to jakoś bardzo, ale mogło delikatnie utrudniać odbiór siedzącym dalej od prelegenta. (A i sernik dość szybko zniknął, nie wiedzieć czemu…). Są to jednak specyficzne cechy budynku, w którym odbywała się konferencja i nie wiem jak to by można było poprawić (prócz zakupu większej ilości sernika). Zmiana miejsca pewnie też już nie wchodzi w grę, bo w okolicy chyba nie ma innego obiektu, który by obsłużył wydarzenie o takiej skali.

Czy było warto? Zdecydowanie! Miło jest czasem oderwać się od codzienności i posłuchać o ciekawych rzeczach, spotkać starych znajomych, a może i nawiązać jakieś nowe relacje. W przyszłym roku też postaram się być i Wam też polecam. 

Na zakończenie dodam, że na konferencyjny kanał jutubowy cały czas spływają nagrania wystąpień. Nie wiem, czy docelowo mają pojawić się wszystkie, ale na pewno te, które opisałem wyżej, były nagrywane.

Będę kręcić, a Ty?

Właściwie to już kręcę? A co? Kilometry z Allegro i nie tylko.

Na zakończenie poprzedniego sezonu rowerowego postanowiłem sobie, że w tym przejadę jeszcze więcej. Ogólnie jeździć na rowerze bardzo lubię, ale właściwie nie wiem dlaczego. Po prostu podoba mi się to, siadam i wziuuuu, a eksploracja różnych zakątków mojej okolicy dodaje temu dodatkowego uroku. Ogólnie, jak już się zacznie, to samo to jakoś idzie, a właściwie, to jedzie.

No i właśnie, czasem bywa tak, że najtrudniej jest zacząć. Jeździć jest fajnie, ale mam wyjść teraz z domu? Nieee.  Są jednak i na to sposoby. Mowa tu o różnych akcjach społecznych i rywalizacjach w internetach. Jedną z nich jest „Kręć Kilometry” polegająca na zbieraniu kilometrów dla swojego miasta, by wygrać dla niego stojaki rowerowe. Dodatkowo, w każdym miesiącu, pojawiają się różne wyzwania indywidualne. Nagrody rzeczowe za bardzo mnie nie interesują, ale taki pasek postępu, który zatrzymał się na 85% ukończenia konkretnego wyzwania, zaczyna trochę wkurzać i przywołuje myśli: „a może dorzucę te 15 km jeszcze w tym miesiącu?”. Wyzwanie to bardzo dobra nazwa na taką rzecz. Dodam tylko, że „Kręć Kilometry” integruje się ze Stravą, Runkeeperem i Endomondo. Używam tego ostatniego i nie napotkałem jakichś problemów w działaniu.

Jeśli już o Endomondo mowa, to pojawiają się tam, w formie rywalizacji akcje, które lubię najbardziej czyli te, w których swoją sportową aktywnością, można pomóc komuś w potrzebie. Dają one chyba trójstronną korzyść: niosą pomoc potrzebującym, dają ruszającemu się większą satysfakcję, że nie robi tego tylko dla siebie i ocieplają wizerunek firmy-organizatora. Najpopularniejszą rywalizacją tego typu była/jest „Pomoc Mierzona Kilometrami„, o której słyszał chyba każdy, ale nie doszukałem się informacji, czy planowana jest tegoroczna edycja (przyznam się, że nie szukałem jakoś bardzo). Mój obecny pracodawca także ogłosił konkurs na podobnych zasadach: gdy pracownicy uzbierają łącznie określoną liczbę kilometrów, firma przeliczy je odpowiednio na złotówki i wpłaci na wybrany cel charytatywny. Prócz szczytnej idei, która bardzo mi się podoba, to kolejna  dawka motywacji. Tym razem z cyklu: „Byłem 19, a spadłem na 24 miejsce, no nie może być!”. W końcu nazywa się to „rywalizacja” nie? Znów, moim zdaniem, dobra nazwa.

Co do mojego prywatnego planu, to w zeszłym sezonie przejechałem 1015 km i podsumowując go postanowiłem, że w tym, chcę przebić ten wynik. Jeśli to będzie chociaż kilometr więcej – uznam plan za wykonany. Chyba już znam swoje rowerowe możliwości i wiem, że taki cel jest w moim zasięgu. Poprzedni wynik udało mi się osiągnąć w 6 miesięcy, co daje mniej więcej 170 km na miesiąc czyli całkiem sensowną wartość w porównaniu do tego, co już wyjeździłem w maju i czerwcu.

Znalazłem rzeczy, które do mnie trafiają i motywują do większej aktywności żeby nie zardzewieć, a co zmotywuje Ciebie? Co Ci się podoba? Nie czekaj, rusz głową, a potem rusz się, bo moim zdaniem warto.

Ile jest dwa razy dwa?

[…] bardzo zadowolony z siebie, pogwizdując od niechcenia, niejako z czczego obowiązku rzucił sakramentalne pytanie: ile jest dwa razy dwa?

Maszyna ruszyła. Najpierw zapaliły się jej lampy, zajaśniały obwody, zahuczały prądy jak wodospady, zagrały sprzężenia, potem rozżarzyły się cewki, zawirowało w niej, rozłomotało się, zadudniło i tak szedł na całą równinę hałas, aż Trurl pomyślał, że trzeba będzie sporządzić jej specjalny tłumik myślowy. Tymczasem maszyna wciąż pracowała, jakby przychodziło jej rozstrzygać najtrudniejszy problem w całym Kosmosie; ziemia dygotała, piasek usuwał się spod stóp od wibracji, bezpieczniki strzelały jak korki z flaszek, a przekaźniki aż nadrywały się z wysiłku. Nareszcie, kiedy Trurla porządnie już zniesmaczył taki rwetes, maszyna zahamowała gwałtownie i rzekła gromowym głosem: SIEDEM!

Stanisław Lem – Cyberiada

Też tak czasem macie? Nakodujecie się, nakonfigurujecie, haksujecie, poskładacie sprzęt, zrobicie cokolwiek, a potem wytwór zrodzony w cierpieniu i boolach nareszcie działa… ale nie do końca tak, jakbyście tego chcieli? Ja czasem mam.

Lem wielkim pisarzem był! Sporo rzeczy przewidział w swoich tekstach, między innymi:  urządzenia przenośne, internet, wirtualna rzeczywistość. Czytając przytoczony wyżej tekst miałem wrażenie, że opisuje on ludzi, którzy dziś regularnie biją się z maszynami. Tylko maszyny ich zazwyczaj nie… Psuć zabawy nie będę. Przeczytajcie sobie sami, jeśli jeszcze nie znacie, bo na prawdę warto. Polecam. Kopytna pieczęć aprobaty.

Lecimy na Marsa!

Jakiś czas temu usłyszałem, że Elon Musk ma całkiem poważne plany związane z Czerwoną Planetą. Zaciekawiły mnie one na tyle, że obejrzałem jego wystąpienie zatytułowane dumnie „Making Humans a Multiplanetary Species” by zobaczyć, jak on chce to hasło zrealizować. Nie ukrywam, że jego prezentacja rozbudziła trochę moją wyobraźnię. Zacząłem myśleć, analizować, zastanawiać się i mam pewne pytania. No to nadeszła ta chwila (przecież, też nie od razu – lenistwo to cnota) by je wreszcie zebrać zebrać i opublikować. Przecież nie wyślę mu maila, nie?
Oto i one – pytania oraz wątpliwości laika-kucyka zafascynowanego różnymi kosmorzeczami, spisane w bardzo luźnej (i może trochę chaotycznej) formie.

Życie na Marsie

Nadal nie wiemy, czy na Marsie istnieje jakiekolwiek życie. Nie wiadomo też jak szybko będą się rozwijać badania w tym temacie. Nie będziemy chyba też w stanie jednoznacznie stwierdzić, że na 100% nie ma tam żadnych żyjątek, którym możemy pomóc/zaszkodzić (niepotrzebne skreślić).

Z tego, co zrozumiałem, pierwsze misje mają być bezzałogowe, organizowane w celach badawczo-testowych i realizowane we współpracy z wszystkimi chętnymi instytucjami. Da się taki wielki statek, wypełniony po brzegi sprzętem wszelakim, utrzymać całkowicie sterylnym żeby nie przywieźć pamiątki z Ziemi? A co, jeśli już coś tam jest i mądre, ziemskie głowy uznają, że plany kolonizacyjne mogą temu czemuś zaszkodzić?

Akcja terraformacja

Pewne scenariusze zakładają terraformację, czyli zmianę Czerwonego Globu w bardziej błękitny. W końcu, tworzenie efektu cieplarnianego całkiem dobrze nam idzie, a na Marsie się on przyda, jeśli chcemy wytworzyć atmosferę na wzór tej ziemskiej. Pytanie tylko, co stanie się z ewentualnymi mieszkańcami (ludzkimi lub nie) gdy wysadzi się na niej trochę bomb atomowych lub zacznie robić inne cuda.

Dorzucić tu można także aspekty moralne. Niektórzy teoretycy są zdania, że możemy tak mocno zmienić planetę na swoje potrzeby tylko wtedy, gdy upewnimy się, że nie ma na niej życia, któremu moglibyśmy zaszkodzić. Czyli wracamy do akapitu wyżej…

Kabum?

Pojazd kosmiczny z 42 silnikami na pewno będzie wyglądał okazale i pięknie podczas lotu. Prócz aspektów wizualnych, dają one też praktyczne, a mianowicie prostszą wielostopniowość – można włączać lub wyłączać silniki grupami zamiast kombinować z odłączaniem i odrzucaniem kolejnych stopni. Plusem jest także redundancja – gdy kilka silników zawiedzie, mamy jeszcze sporo w zapasie.

No i właśnie – zależy w jaki sposób zawiedzie? Jak słusznie zauważa Scot Manley (tak, ten od Kerbali), silniki rakietowe mają pewną tendencję do wylatywania w powietrze. No taka już ich natura, cóż poradzić. Taki wybuch mógłby być bardzo niebezpieczną demonstracją efektu domina. Co wtedy z załogą? Jak miałby wyglądać Rakietowy System Ratunkowy dla setki ludzi? Kosmiczne szalupy ratunkowe? Gdzie to upakować?

Kto poleci?

Jeśli już mowa o załodze, to podobno, polecieć mógłby każdy, kogo byłoby stać na bilet. Wszyscy byliby zdolni do dość długiego lotu w stanie nieważkości i zniesienia przeciążenia rzędu kilku G podczas startu? A co, jak ktoś umrze w trakcie podróży? Jak to wpłynie na resztę ekipy? Setka pasażerów to już takie małe społeczeństw i czasem mogą się dziać dziwne rzeczy zwłaszcza, gdy cała akcja będzie się dziać coraz dalej i dalej od macierzystej planety.

I to by było wszystko, co teraz przychodzi mi do głowy. Jestem ciekaw jak pewne problemy zostaną rozwiązane. Może mają rozwiązanie od dawna i o tym nie wiem? A może pewnego dnia wrócę do tego wpisu i stwierdzę, że kiedyś to miałem problemy, a teraz to wie każdy przedszkolak? Czekam z niecierpliwością na rozwój wypadków, bo jedno jest pewne: nudno nie będzie.

Krótka rzecz o dojrzewaniu vol. 2

Odwiedzam kuzyna, przynosząc mu prezent na Gwiazdkę:

– Był u nas Mikołaj i zostawił dla Ciebie…
– Ale ja już wiem, kim jest Mikołaj.
– To w takim razie, mam nadzieję, że Ci się spodoba :).

Jak te dzieci teraz szybko rosną i się świadome stają.

Oraz tak, podobało się.

« Older posts

© 2024 Kutzowsky

Theme by Anders NorenUp ↑